Miejsca takie jak Ruczaj, Grzegórzki, Zabłocie i Czyżyny stanowią betonowe imperium miasta Krakowa, gdzie każdy dostępny skrawek ziemi jest zdominowany przez bloki mieszkalne, a mieszkańcy desperacko poszukują zieleni. Nawet historyczne Stare Miasto nie jest wolne od tej intensywnej urbanizacji, z przykładem zabudowy nawet na podwórkach.
Zjawisko globalnego ocieplenia – ze wzrastającą ilością gorących dni i ulew – sprawia, że coraz bardziej cenimy sobie chłód cienia drzew oraz skwerów i ogrodów działających jak naturalne gąbki wchłaniające nadmiar deszczówki. Zapotrzebowanie to wynika z faktu, że betonowe powierzchnie, asfalt czy kostka brukowa nie są zdolne do absorpcji wody. Powoduje to zalanie miejsc takich jak tunele, piwnice czy garaże, a obciążenie systemu kanalizacyjnego prowadzi do zwiększonego wpływu ścieków do Wisły.
Niemniej jednak, Kraków nadal przyciąga ludzi. Każdego roku dziesiątki tysięcy młodych ludzi przybywają tutaj na studia, z których wielu po ich ukończeniu decyduje się pozostać w mieście. Wielu innych szuka tutaj pracy, marząc o stałym zamieszkaniu w Krakowie. To rodzi zapotrzebowanie na nowe budynki. Niemniej jednak, brakuje już miejsc na inwestycje, co prowadzi do spadku liczby budowanych domów i do wzrostu cen istniejących mieszkań.
Możemy budować gęściej lub wyżej, ale widzimy konsekwencje takiego podejścia. Rozważane jest stworzenie dzielnicy wieżowców w rejonie Rybitw, ale wymagałoby to przekonania tamtejszych przedsiębiorców do przeprowadzki i wynalezienia dla nich atrakcyjnego miejsca. Ponadto, taka nowa dzielnica dla 100 tysięcy osób musiałaby być dobrze skomunikowana z resztą miasta – co na razie jest problematyczne, ponieważ nawet tramwaje nie docierają tam obecnie.
Pojawia się pytanie: czy Kraków stanie się miastem zamkniętym, starzejącym się i stagnującym? Czy stolica Małopolski potrzebuje nowego rozwoju?